F6F Hellcat |
Jak można było coś napisać
ciekawego o tak nudnym samolocie, jak F6F Hellcat? Był silnie opancerzony,
uzbrojony w 6 karabinów maszynowych 0,5 cala i mógł przenosić tyle bomb co
Sztukas i niewiele mniej niż Avenger. Miał dwukrotnie mocniejszy silnik niż Zero,
ważył dwa razy tyle, był szybszy a jednocześnie równie zwrotny. Obliczony po
wojnie stosunek zestrzeleń do strat własnych w walkach powietrznych wynosił 18
do 1. Zaprojektowano go klasycznie, bez eksperymentów, które opóźniły
pojawienie się Corsira…Normalnie same ochy i achy. Wyprodukowano w masowych
ilościach w nowo budowanych ogromnych zakładach produkcyjnych Grummana. Jednym
słowem dziecko nowoczesnej, lecz sprawdzonej technologii lotniczej i gospodarki
wojennej potężnego państwa. Nuda jak flaki z olejem. Dlatego postanowiłem
potraktować go inaczej. Jak kwiatek zdobiący niezbyt udany wizualnie tort.
Zawsze chciałem być posiadaczem
instrukcji budowy lotnisk z II wojny światowej takiej z serii amerykańskich
podręczników instruktażowych (coś ala Technical Manual). I zawsze mnie cholera
brała jak ktoś w kręgu moich znajomych mógł się poszczycić takim egzemplarzem.
Taki podręcznik posiada w sobie zasady ścinania roślin pod pasy startowe,
czy też sposób ułożenia kierunku lądowania do wiejących wiatrów. Szerokości i
tabele długości, nacisków gruntowych dla pasów i dróg kołowania. Czyli cały ten
techniczny żargon. Najbardziej pożądany przeze mnie jest ten wydany po
1944 roku zawierający już dane dla B-29 i C-46 Comando, które miały największe
wymagania.
B-29 |
Problem lądowania ciężkich i nie tak
ciężkich samolotów na lotniskach polowych nie był nowy. Typowe „pole wzlotów” z
lat dwudziestych było tym właśnie, czyli wielkim wyrównanym, okrągłym w
kształcie trawiastym, polem. Siła i kierunek wiatru były istotnymi składowymi
przy ówczesnych niewielkich prędkościach lotu i w związku z tym należało zawsze
startować i lądować dokładnie pod wiatr. Samoloty były już, co prawda spore,
ale jeszcze na tyle lekkie by ich podwozia z baloniastymi kołami nie wygniatały
podłoża, zwłaszcza, że każdy z nich startował po „innej” trawie, bo w innym
kierunku, więc ta ostatnia miała czas odrastać. Pole Mokotowskie, Hendon
Aerodrome, czy Flugfield Tempelhof to tylko trzy przykłady takich starych
lotnisk, przy czym to ostatnie zachowało swój stary pierwotny kształt. Co można
zobaczyć oglądając mapę Berlina. Problemy zaczęły narastać wraz ze wzrastającą
masą samolotów, wzrostem ciśnienie a coraz mniejszych, bo chowanych do podwozia
kołach a przede wszystkim powiększającymi się prędkościami lotu, lądowania i
wzrastającą przy tym rola hamulców. Wydzierane „do żywego” pole trawy
zostało zastąpione przez betonowe pasy ułożone najczęściej na krzyż tak by
pokryć ich kierunki z najczęstszymi kierunkami wiatrów.
Lotniska Wojskowe powtórzyły schemat
lotnisk cywilnych, lecz do rozwiązania został problem tymczasowych lotnisk
polowych. Francuzi i Anglicy eksperymentowali początkowo z metalowymi siatkami
rozciągniętymi na trawie, jednak wobec pacyfistycznych nastrojów i braku
finansowania prace te nie przyniosły odpowiednich rezultatów i wybuch II wojny
światowej zastał siły powietrzne wszystkich walczących stron latające z betonu
lub z trawy. Do czasu pojawiania się w Europie amerykańskich sił powietrznych
wraz z matą Marston rozmiękłe lądowisko mogło być jednym z decydujących
czynników wojny powietrznej. W lipcu 1940 roku po zbombardowaniu przez Luftwaffe
pasów głównych baz, Anglicy zmuszeni zostali do latania z trawy obok i na
rozproszonych lotniskach polowych i tylko pięknej i suchej pogodzie u schyłku
lata zawdzięczali zwycięstwo w bitwie o Anglię. Wczesna wiosna 1945 roku była z
kolei mokra i latająca(jeszcze) z betonowych lotnisk Luftwaffe mogła bezkarnie
atakować rosyjskie kolumny pancerne, ponieważ rosyjskie myśliwce stały po osie
w błocie na polskich polach.
Amerykanie przyglądali się dość długo
wojnie zza oceanu i o ile w technice wojsk lądowych udało się im popełnić dużo
kardynalnych błędów, to w technice lotniczej radzili sobie znakomicie. Opisany
powyżej problem adaptowania byle pola na lotnisko dla ciężkich bombowców
rozwiązali eksperymentując z kilkoma typami rozwijanych siatek i mat. Wykazali
się przy tym iście wielkoprzemysłowym gestem, bo kogoż to w wojennej Europie
stać było na wybranie najcięższego, najbardziej „stalochłonnego” rozwiązania.
Anglicy zbierali aluminiowe garnki żeby zrobić z nich samoloty, Niemcy
rozbierali w tym celu wraki zestrzelonych bombowców oraz eksperymentowali z
betonowymi pancerzami na pociągach przeciwlotniczych, a tymczasem za oceanem
postanowiono wykładać całe tymczasowe lotniska polowe płytami ze stali.
Wypróbowana w czasie manewrów w okolicach Marston w Stanach modułowa płyta
została jeszcze dopracowana, m.in. przetłoczono ją w szereg charakterystycznych
dziur, dzięki czemu stała się lżejsza, zyskała na sztywności, łatwo
odprowadzała wodę do gruntu i umożliwiała przerastanie trawą. Ta ostatnia
cecha, choć kłopotliwa w razie demontażu, była bardzo pomocna w walce z kurzem,
prawdziwym, cichym zabójcą silników samolotów.
Curtiss C-46 |
Pojedyncza płyta PSP (skrót taki jak ta
konsola od Sony tyle że tu to było Pierced Steel Plankin czyli „stalowa
wykładzina w dziurki”) miała wymiary 3,05 x 0,38m i mogła być przeniesiona
przez jednego żołnierza. Płyty łączono ze sobą wsuwając wystające wzdłuż
dłuższej krawędzi zaczepy w otwory w sąsiedniej płycie i układano kolejno w
zazębiajacy się wzór, blokując je jeszcze przed rozsuwaniem specjalnymi,
sprężystymi „zawleczkami”. Tworzona w ten sposób powierzchnia była jednolita,
bardzo wytrzymała i skutecznie rozkładała naciski punktowe od podwozi
samolotów, umożliwiając eksploatacje lądowisk budowanych relatywnie na miękkim
podłożu. Za gruntach twardych mata Marston spełniała z nadwyżką wymagania dla
wspomnianych już najcięższych samolotów bombowych i transportowych, a że dla
ułożenia pasa o wymiarach 46 x 1520 metrów trzeba było 60tys sztuk płyt to już
taka drobnostka. Ważyło to razem 2tys ton, 2 tys ton stal- ileż to by zrobili w
Europie z tego czołgów bądź okrętów. Modularna struktura powodowała też to iż
batalion saperów mógł takie lotnisko sklecić już 2-3 dni. A trzeciego dnia pod
wieczór mogły już nie tylko lądować B-17, ale też nudne Hellcaty…i na pewno
lądowały.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz